♦ W pierwszej piątce Spurs w starciu z Hawks pojawił się Eddy Curry. Grał przez 25 minut, tyle czasu już dawno nie spędził na parkiecie, dlatego też nie może dziwić, że po dobrej pierwszej połowie w drugiej spisywał się już słabiej. Ostatecznie zdobył 11 punktów i zebrał 8 piłek. Jednak to nie on tego wieczora był bohaterem San Antonio. Był nim debiutujący w NBA Nando de Colo, który trafił zwycięski rzut i uchronił wszystkich przed dogrywką:
To już nie pierwszy raz kiedy debiutant wygrywa dla Spurs mecz w preseason. Pamiętacie 2010 i mecz w Meksyku, który zakończył rzut Gary’ego Neala? Wtedy tą ostatnią akcję rozrysował Manu Ginobili, teraz zajął się tym Tony Parker, próbujący swoich sił w roli asystenta Popovicha. Rozrysował ją pod swojego rodaka i się udało. Francja zapewniła Spurs zwycięstwo. Ale De Colo nie tylko miał ten jeden rzut, przez całą czwartą kwartę spisywał się bardzo dobrze. Zanotował wtedy 5 punktów i 5 asyst. Ostatecznie miał odpowiednio 11 i 9.
♦ Game-winnera miał także inny debiutant Andre Drummond. Zdobył decydujące o zwycięstwie punkty, kiedy na 35 sekund dobił niecelny rzut Willa Bynuma. Swój pierwszy występ w barwach Pistons może uznać za udany. Wychodząc z ławki miał 12 punktów, 7 zbiórek (4 w ataku) i 2 bloki w 23 minuty.
♦ Brandon Roy zagrał po raz pierwszy od czasu ostatniego meczu serii playoffs z Mavs w 2011. I jak na zawodnika, który przez ponad rok nie grał, zaprezentował się bardzo dobrze. Spędził na boisku 24 minuty, zdobył 13 punktów trafiając 5 z 7 rzutów i zebrał 4 piłki. Pozostaje tylko trzymać kciuki, żeby jego kolana wytrzymały.
♦ Suns na otwarcie prseason ulegli Kings. Najlepiej zaprezentowali się wchodzący z ławki Wesley Johnson i Markieff Morris. Pierwszy z nich miał 18 punktów, drugi zaliczył 16 punktów i 7 zbiórek. Marcin Gortat spędził na boisku 25 minut, miał 9 punktów i 7 zbiórek.
Michael Beasley rozpoczął swoją grę dla Suns trafiając 3 pierwsze rzuty z gry i po 6 minutach miał 6 punktów, ale też i 3 straty. Ostatecznie zakończył spotkanie z dorobkiem 14 punktów i… uwaga, uwaga.. 5 asyst (!). Czyżby Beasley poczuł ducha Steve’a Nasha i przekonał się, że warto dzielić się piłką? Zobaczymy w kolejnych meczach czy to jakaś nowa tendencja czy taki przypadkowy epizod. Warto jednak dodać, że w poprzednim sezonie ani razu nie miał aż 5 asyst. Był najlepszym podającym Suns, a w takim razie jak spisali się rozgrywający? Zarówno Goran Dragic jak i Kendall Marshall zaliczyli po 4 asysty i 3 straty.
W Kings najbardziej wyróżniał się DeMarcus Cousins. Miał 21 punktów i 9 zbiórek, chociaż z gry trafił tylko 5 z 15 rzutów. Dobrze zaprezentował się też Thomas Robinson – 12 punktów i 8 zbiórek.
♦ Lakers przegrali drugi mecz z rzędu… ale i tak nikt się tym nie przejmuje, bo niby dlaczego. Do odpoczywającego na ławce Dwighta Howarda dołączył wczoraj Kobe Bryant.
Blazers okazali się lepsi, a do zwycięstwa poprowadził ich młody Damian Lillard. Po świetnych występach w lidze letniej oczekiwania wobec niego są bardzo duże i jak na razie sprostał im tym pierwszym meczu preseason. Zanotował 14 punktów, 7 asyst i 5 zbiórek.
Adam Morrison trafił 4 z 6 rzutów i zdobył 9 punktów w 12 minut, czy to wystarczy aby dostać miejsce w składzie na sezon?
♦ Rockets prowadzeni przez Jeremy’ego Lina odnieśli pierwsze zwycięstwo i to z nie byle kim, pokonali Thunder. Ale to tylko preseason. Lin przez 20 minut miał 6 asyst, 3 przechwyty i 3 punkty. Natomiast njlepszym zawodnikiem Rockets był debiutant Terrence Jones, który w 25 minut zdobył 20 punktów.
W Thunder dobrze zaprezentował się Cole Aldrich, który musi przekonać trenera, że jest gotowy do roli pierwszego zmiennika Perkinsa. 10 punktów, 11 zbiórek i 3 bloki w 34 minuty. Początek jest obiecujący, zobaczymy jak będzie radził sobie w dalszej części. Aldrich walczy o minuty z Hasheemem Thabeetem. On też zdobył 10 punktów, a spędził na boisku 20 minut krócej, ale też w tym krótkim czasie zdążył popełnić 6 fauli.
